Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Moskal: wierzyłem w ten zespół

Bartosz Karcz
Kazimierz Moskal
Kazimierz Moskal Wojciech Matusik
Kazimierz Moskal odkąd został zwolniony z funkcji trenera Wisły Kraków nie wypowiadał się w mediach. Po ponad dwóch miesiącach przerywa milczenie i mówi o przyczynach słabego sezonu "Białej Gwiazdy" oraz o tym, że żegna się z klubem z ul. Reymonta. Rozmawia Bartosz Karcz.

Przez ponad dwa miesiące od momentu zwolnienia z funkcji trenera Wisły nie wypowiadał się Pan w mediach. Jaki był tego powód?
Bardzo prosty. Mam taki charakter, że po moim zwolnieniu nie chciałem się nawet pokazywać na Wiśle. Mecze oglądałem w telewizji. Wisła grała o puchary, miała na to szanse, więc nie chciałem, żeby ktoś odebrał moje wypowiedzi czy nawet pokazywanie się w klubie, jako nietakt. Oczywiście wszystkie mecze oglądałem, kibicowałem tej drużynie, ale pokazywać się nie chciałem.

Jest Pan trenerem, który pracował najdłużej z drużyną w minionym sezonie. Najpierw jako asystent Roberta Maaskanta, a następnie pierwszy szkoleniowiec. Dlaczego ten sezon tak wyglądał w wykonaniu Wisły? Dlaczego ten zespół pokazywał swój potencjał tylko w niektórych meczach?
W poprzednim sezonie przekonał się o tym Lech, a teraz my, że grając w europejskich pucharach i lidze trudno jest to pogodzić. To są dwa różne światy. Jakby na to nie patrzeć byliśmy bardzo blisko awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Po tej porażce przyszedł moment, w którym zespół znalazł się w dołku. Przede wszystkim psychicznym. To było bardzo widoczne zaraz w następnym meczu ligowym, ale również w pierwszym spotkaniu Ligi Europy z Odense. Podobnie było po Standardzie. Przed tymi meczami padały pytania, jak zareagować, żeby nie powtórzyła się sytuacja z APOEL-u, jeśli nie awansujemy. Nie byliśmy gorsi od Standardu. Musimy pamiętać, że większość tego dwumeczu graliśmy w osłabieniu. Odpadliśmy jednak i znów w lidze nie udało nam się wygrać. Moim zdaniem głównym powodem tego, że Wisła była tak nisko w tabeli, były słabe wyniki u siebie. Gdybyśmy wygrali te mecze na własnym stadionie, to dzisiaj Wisła nadal byłaby mistrzem Polski.

Największą bolączką Wisły była skuteczność. Ta drużyna nie strzelała dużo bramek ani za trenera Maaskanta, ani za Pana, ani później, gdy zespół przejął Michał Probierz. Skąd taka indolencja, skoro w drużynie było tyle indywidualności w przednich formacjach?
Trzeba się zgodzić, że to jedna z przyczyn słabego sezonu. Potencjał w ofensywie rzeczywiście był bardzo duży. Uważam jednak, że tej drużynie brakowało takiego typowego snajpera, łowcy bramek, jak kiedyś Tomek Frankowski, Maciek Żurawski czy nawet Paweł Brożek. Cwetan Genkow daje drużynie bardzo dużo, ale to nie jest typowy "killer", który wykorzysta najmniejszy błąd rywala. Dudu Biton miał świetny początek sezonu, ale to też nie jest taki poziom jak choćby "Franka". Tomek wypada zdecydowanie lepiej. On potrafi mieć pół sytuacji w meczu i to wykorzysta. Inni też nie strzelali za dużo. Wystarczy popatrzeć na statystyki, ile goli strzelili choćby Ivica Iliev czy Maor Melikson. W poprzednim sezonie bardzo dużo goli strzelali Andraż Kirm i Patryk Małecki. Teraz tego brakowało.

Zgodzi się Pan, że Wisła miała indywidualności, ale brakowało zespołu?
Nie. Zagraliśmy kilka bardzo dobrych meczów. Tak było za trenera Maaskanta. Tak było również gdy ja prowadziłem ten zespół. Również pod wodzą Michała Probierza Wisła potrafiła rozegrać bardzo dobre spotkanie z Ruchem Chorzów w Pucharze Polski. Zespół był, ale brakowało regularności. Nie zgadzam się też, że nie było atmosfery. To już tak jest w piłkarskiej szatni, że jak są wyniki, to atmosfera sama się rodzi. Nawet jednak po porażkach nie było z nią tak źle, jak czytałem czasami w gazetach.

W tej drużynie przeważali obcokrajowcy. Nie było czasem tak, że część z nich nawet nie zdawała sobie do końca sprawy, w jakim klubie grają?
Z tym się zgadzam. Wiem zresztą jak to wygląda, bo kiedyś gdy wyjechałem do Izraela też nie zdawałem sobie do końca sprawy, jakim klubem jest Hapoel Tel Awiw. Nie znałem języka i początkowo czułem się jak na wakacjach. Choć ja miałem taki charakter, że zawsze zostawiałem na boisku sto procent zdrowia, ale muszę przyznać, że początkowo nie miałem pełnej świadomości do jakiego klubu trafiłem. Myślę, że tutaj było podobnie. Ja też chciałbym, żeby w Wiśle grało więcej Polaków, a nawet takich zawodników, którzy wychowali się w Krakowie, w tym klubie.

Oni na pewno nie godziliby się z porażkami tak łatwo jak niektórzy obcokrajowcy...
Z tym również muszę się zgodzić, bo czasami gdy czytałem wypowiedzi niektórych zawodników, sam byłem mocno zaskoczony. Delikatnie mówiąc, były one dość niefortunne. Kibice też swoje widzieli. Jak ktoś zostawia swoje całe zdrowie na boisku, to łatwiej takiemu piłkarzowi się wybacza pewne rzeczy. Jak jest inaczej, to i złość po porażce jest większa.

Więcej na: www.gazetakrakowska.pl

Wybieramy Superkota! Zgłoś swojego zwierzaka i zgarnij dla niego nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto