Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janusz L. Wiśniewski o swoich książkach.

Justyna Grabska
Autor Losu powtórzonego, Janusz Leon Wiśniewski, rybak dalekomorski, doktor informatyki, doktor habilitowany chemii; program komputerowy, który napisał, stosuje większość najważniejszych firm chemicznych w świecie.

Autor Losu powtórzonego, Janusz Leon Wiśniewski, rybak dalekomorski, doktor informatyki, doktor habilitowany chemii; program komputerowy, który napisał, stosuje większość najważniejszych firm chemicznych w świecie.
Profesor Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku.
Współredaguje naukowe czasopismo informatyczne wydawane w Internecie; obecnie mieszka we Frankfurcie nad Menem.
Oprócz bestsellerowej powieści Samotność w Sieci wydał także Zespoły napięć i Martynę.
Na swojej stronie internetowej pisze: "Panie, pomóż mi być tym człowiekiem za jakiego bierze mnie mój pies...".

Justyna Grabska: Na okładce Pana najnowszej książki widnieje klawiatura komputera. Napis na okładce nawiązuje do Samotności w Sieci, a przecież powieść Los powtórzony jest zupełnie inna. Jest Pan zadowolony w tej okładki?
Janusz L. Wiśniewski: Nie projektowałem jej i chyba nawet nie miałem specjalnego wpływu na wygląd mojej książki. W Polsce autor nawet naprawdę bestsellerowych powieści nie ma większego wpływu na poczynania wydawnictwa. To nawiązanie do Internetu to także nie był mój pomysł. Owszem, w powieści Internet odgrywa bardzo ważną rolę. Ale wydaje mi się, że już niedługo minie czas, w którym obecność Internetu w powieści będzie czymś nadzwyczajnym. Nikt nie rysuje na okładce książki telefonu tylko dlatego, że bohater często telefonuje. Natomiast ciągle jeszcze Internet jest takim fascynującym medium, którego obecność przyciąga pewną grupę czytelników i pewnie to jest powód, dla którego ta okładka tak wygląda.
W Losie powtórzonym Internet wcale nie gra pierwszoplanowej roli. On jest potrzebny głównemu bohaterowi (zresztą zostaje uruchomiony niejako przez przypadek) tylko po to, żeby nie wychodząc z domu, nie wyjeżdżając z Nowego Sącza, Marcin mógł się kontaktować ze światem.
Nie jestem apologetą Internetu, zresztą w Samotności w Sieci też nie byłem. Przecież bohaterowie mogliby na przykład wymieniać ze sobą zwykłe listy, ale przez Internet ten kontakt jest po prostu znacznie łatwiejszy.

Justyna Grabska: Jednak to kontakty, które bohater nawiązuje przez Internet stają się katalizatorem większości wydarzeń w powieści, to dzięki nim rusza lawina rozważań bohatera na temat swojego życia i na temat przeszłości. Dzięki nim także zapragnie zmienić swoje życie.
Janusz L. Wiśniewski: Było dla mnie istotne to, że Internet jest medium zapewniającym jednoczesność. I użyłem go tutaj. O ile w Samotności w Sieci cała historia odbywa się w Internecie - jest tym jądrem, wokół którego rozgrywa się romans bohaterów, o tyle w Losie powtórzonym następuje za jego pośrednictwem jedynie wymiana myśli.
Mam nadzieję, że ta nowa książka jednak pomoże zdjąć ze mnie ten tautaż na mnie, na mojej duszy , który ma mnie kojarzyć z Internetem.

Justyna Grabska: Samotność w Sieci jest powieścią uniwersalną – jej akcja mogła rozgrywać się w zasadzie wszędzie. Los powtórzony jest powieścią bardzo polską, mocno osadzoną w polskich realiach. Czemu ma służyć ten zamysł?

Janusz L. Wiśniewski: Samotność w Sieci wywołała najróżniejsze reakcje, od uwielbienia po znienawidzenie. Wielu ludzi było poruszonych faktem, że obnażyłem ich emocje, że zmusiłem ich do wzruszenia. Czuli się manipulowani przez autora.
Jednym z zarzutów, które padały, był ten, że bohater był strasznie kosmopolityczny. Zarzucano mi, że jeśli bohater chodzi wszędzie ze skórzaną teczką, lata pierwszą klasą, przenosi się z miejsca na miejsce, to przestaje być realny. Broniłem się przed tym zarzutem Tym, którzy pytali, kto tak żyje, odpowiadałem, że ja tak żyję. To była moja książka i opisywałem w niej mój świat, który dzieli teraz wielu, wielu ludzi.
Nie wszyscy muszą pisać Gnoje, Tartaki i Ulice. Te książki są piękne i ważne, ale nie wszyscy muszą pisać o biedzie. Jest wielu ludzi, którzy są biedni, ale nie dlatego, że nie mają pieniędzy. Chciałem pokazać, że można być bardzo nieszczęśliwym mając dużo pieniędzy, latając pierwszą klasą i biegając po świecie ze skórzaną teczką z laptopem.
Natomiast w Losie powtórzonym chciałem pokazać, że można być szczęśliwym żyjąc w małym świecie, którego granice wyznaczają dźwięki dzwonów kościelnych słyszanych codziennie w swojej wsi. Lub że żyjąc w tej małej wsi, gdzie niby wszyscy się znają, można mieć te same problemy, czuć tę samą samotność. Tak jak można czuć się osamotnionym w wielkich kosmopolitycznych miastach lub w samolotach pełnych ludzi.

Justyna Grabska: Po raz kolejny motywem Pańskiej książki jest samotność. Kto staje się dla Pana inspiracją przy kreowaniu bohaterów?
Janusz L. Wiśniewski: Tak, jest to książka o samotności i o poszukiwaniu recepty na szczęście. O sztuce podejmowania właściwych decyzji w życiu.
W mojej powieści jest jedna osoba, która jest szczęśliwa – to stara Siekierkowa, której pierwowzorem była moja babcia.
Historia z podróżą do Anglii jest historią z mojego życia, kiedy to moja babcia poleciała ze mną na grób swojego syna, mojego wujka. Był lotnikiem i rzeczywiście dla swojej ukochanej przeleciał pod mostem. Moja ciotka Sheila rzeczywiście rozrzuciła prochy swojego męża w parku i przed jej domem stoi samochód w miejscu, gdzie wujek zaparkował go po raz ostatni.
To jest prawdziwa historia i chciałem jej użyć.
Poza tym pisząc powieść wybrałem się do Nowego Sącza i do Biczyc. Chodziłem po tej wsi, widziałem tam staruszkę, wyglądającą jak Siekierkowa. Może najbardziej u źródeł tej postaci leży fantazja o mądrej kobiecie, która dopiero przy końcu swojego życia wie, co w tym życiu jest ważne.
Chciałem pokazać, że idąc przez życie zawsze będziemy popełniać błędy. Dopiero jako starzy ludzie, wyzwoleni z większości naszych pragnień, bardziej wolni przez to, zdobędziemy mądrość.
Siekierkowa pokazuje także, że można być mądrą i niezależną, będąc zdewociale religijną. To ona mówi: W Boga trzeba wierzyć, ale Bogu niekoniecznie.
Bóg pojawia się w tej powieści, był także na kartach Samotności w Sieci. Moi bohaterowie, gdy coś im się sypie w życiu, często mają do Niego pretensje, że do tego dopuścił.

Justyna Grabska: Czego jest więcej w Pana książkach – historii wziętych z życia, czy mających źródło w Pana fantazji?
Janusz L. Wiśniewski: Zdecydowanie tych pierwszych. W zasadzie wszystkie główne wątki, choć są sfabularyzowane, poprzemieszczane w czasie i w miejscach, zdarzały się naprawdę. Jak choćby ta z dziewczynką, która się utopiła w Bułgarii. Chodzę na jej grób w Toruniu, na tym grobie wyryto fale...
Ktoś mi zarzucił, że w moich książkach jest ogromna ilość smutku, że są w nich tylko krótkie momenty szczęśliwości. Ale przecież tak właśnie jest. Jak mówi Siekierkowa: szczęście jest wtedy, kiedy nie ma nieszczęść.

Justyna Grabska: To wymaga od Pana nieustannego obserwowania świata, nieustannej wrażliwości na wydarzenia wokół?
Janusz L. Wiśniewski: Po wydaniu Samotności w Sieci dostałem blisko 16 tysięcy e-maili, w których ludzie opisywali mi swoje historie, swoje przeżycia. Czasem w kilku zdaniach, czasem bardzo obszernie. Kiedyś czytywałem je rano, przy pierwszej kawie. Potem przestałem to robić, bo one nieraz zbyt mocne wrażenie na mnie wywierały.
Kiedy czytam list od dziewczyny śmiertelnie chorej na raka, która pisze, że ostatnio tylko przez dwa dni nie myślała o śmierci - gdy czytała moją książkę, to takie maile wywołują we mnie ból. Ludzie opowiadają mi wiele naprawdę smutnych rzeczy. Uważają, że ja się otworzyłem w mojej książce, więc oni też mogą to przede mną zrobić.
Nie udzielam rad, ale przeżywam te historie, chciałbym pomagać, ale przecież nie mam jak.

Justyna Grabska: Nawiązuje Pan w Losie powtórzonym do pamiętnych wydarzeń w Nowym Jorku 11 września. Czy myśli Pan, że to, co się wtedy stało, spowoduje jeszcze większą naszą alienację, czy też jednak, przy ciągłym poczuciu zagrożenia, będziemy szukali zbliżenia z sąsiadami, dawno niewidzianymi przyjaciółmi, znajomymi...

Janusz L. Wiśniewski: To będzie działało w dwie strony. Najbliżsi sobie ludzie będą się trzymać bardziej razem. Jednocześnie pojawi się ogromna nieufność wobec obcych, wzmocni się zjawisko sekularyzacji, całe narody będą wobec siebie nieufne.
Jednak ludzie będą wracali do tych wartości, które niesie bycie z sobą blisko. Powtarzający się w powieści motyw Nowego Jorku i tego, co się tam stało, tego nieogarnionego dla mnie fanatyzmu i tragedii, pojawia się tam z dwóch powodów. Po pierwsze wiele razy byłem w tym mieście, kilkanaście razy wjeżdżałem na wieże, a nawet byłem tam z moimi córkami na kilkanaście dni przez zamachami! W związku z tym przeżyłem tę tragedię bardzo silnie i tak naprawdę do dziś nie umiem się z tym pogodzić. Boję się i z tego lęku piszę o tym.
Chciałbym, żeby z moich książek ludzie choć trochę nauczyli się rozpoznawać, co w życiu naprawdę jest ważne, co ma prawdziwą cenę. Żeby zrozumieli, że lepiej mieć mniej, że lepiej mniej chcieć, mniej oczekiwać od życia, a wtedy szczęście będzie bardziej osiągalne.
To Siekierkowa pokazuje, że od życia trzeba nie chcieć zbyt wiele, ale tez nie chcieć zbyt mało. Że można być osobą bardzo religijną a jednocześnie w pełni korzystać z życia, nie odsuwać się od niego. Trzeba znaleźć złoty środek i to jest najważniejsze.

Justyna Grabska: Dlaczego zdecydował się Pan na takie zakończenie powieści, które pozostaje otwarte na interpretację? Nie jest dopowiedziane, zostawia czytelnikowi miejsce na własny pomysł?
Janusz L. Wiśniewski: Wydaje mi się, że każdy inteligentny czytelnik będzie dokładnie wiedział, jakie jest zakończenie. Nie chciałem pisać wprost, co się stanie. Przecież Marcin, który przeżył w życiu tragedię związaną z uczuciami do kobiety, może wyolbrzymioną, ale w jego własnym wymiarze była to tragedia, jest tym obciążony. Wiele lat borykał się ze swoimi stanami lękowymi. Na to, co go spotkało przy końcu powieści, musiał zareagować bardzo silnym lękiem. To nie jest naciągane, wiem przecież co mówię, bo jestem chemikiem i wiem, jakie reakcje zachodzą w ludzkim organizmie. Żadna inna reakcja nie wchodziła, moim zdaniem, w rachubę, bo doświadczenie jego życia było właśnie takie.
Prowadziłem postać Marcina przez książkę tak dobrze i tak konsekwentnie, że oczywistą sprawą jest zakończenie. Tu tylko pozornie czytelnik ma możliwość wyboru. Nie chcę dawać tanich recept i tanich rozwiązań.

Justyna Grabska: Wydaje mi się, że dla wielu ludzi stał się Pan już autorytetem w sprawach życiowych. Dobrze się Pan czuje w tej roli?
Janusz L. Wiśniewski: Mam tego świadomość i jest to dla mnie wielokrotnie mocno obciążające.
Wydaje mi się, że ludzie potrzebują melodramatów, chcą sentymentalnych powieści, bo miłość jest taka: sentymentalna i melodramatyczna. Zakochujemy się właśnie po to, żeby te melodramaty po prostu przeżywać. Ale te stany trwają krótko. Wiem to jako chemik.
Po ukazaniu się Samotności w Sieci wielu ludzi to, co piszę, zaczęło brać dosłownie. To mnie zmusiło do stosowania przy pisaniu Losu powtórzonego ogromnej autocenzury. Nieustannie wracałem do poszczególnych fragmentów, analizowałem je, poprawiałem. Ta książka była pisana całkiem inaczej. Pisałem ją ponad rok.
Jest tak, że jednak dla wielu ludzi jestem autorytetem. Mam pięćdziesiąt lat, tytuły naukowe i jednak pewne sukcesy w innych dziedzinach, będąc mężczyzną piszącym jednak z pewną kobiecą wrażliwością o uczuciach, ale przede wszystkim mając za sobą różnego rodzaju doświadczenia. Ludzie, którzy czytają moje książki wiedzą, że facet, który je napisał wiele w życiu przeżył – był rybakiem dalekomorskim, informatykiem, chemikiem, mieszkał w Polsce, mieszka teraz w innym kraju, ma rodzinę. I być może to sprawia, że jestem dla nich autorytetem. Dlatego piszę teraz z większą uwagą.
Z tego powodu również wprowadziłem do Losu powtórzonego tego mędrca, jakim jest stara Siekierkowa.

Justyna Grabska: Jakie jest najważniejsze przesłanie płynące z Pana ostatniej powieści?
Janusz L. Wiśniewski: Najważniejsze jest to, co powtórzę za Kołakowskim, że trzeba nauczyć się dokonywać w życiu właściwych wyborów. Często rezygnacja z wielu rzeczy jest tym kluczem do udanego życia. Marcin, bohater mojej powieści, zrezygnował z kawałka swojego życia, żeby opiekować się chorą matką. W efekcie jednak, z perspektywy czasu, ocenia ten okres jako bardzo szczęśliwy. Poświęcenie to jest sedno miłości.
Chciałem w Losie powtórzonym przekazać, że w miłości mamy szansę na spełnienie tylko wówczas, kiedy cos poświęcimy. Błażej, brat Marcina, ma rodzinę, ale nie jest gotowy do żadnych poświęceń. Chce, żeby go kochał cały świat ale nie zauważa, że zmarnował miłość własnej żony. Chce osiągnąć znaczenie w świecie, zdobywa je za wszelką cenę – owszem, pracuje na nie uczciwie, jest mądrym facetem, ale w efekcie traci znaczenie u najbliższych
Nie powinniśmy zapominać, że najważniejsi powinni być nasi najbliżsi i że poświęcenie jest drogą do szczęścia.
Jeśli się pragnie zbyt wiele, można zbyt wiele stracić.
Ogromną zagadką jest dla mnie powtarzalność losów ludzkich. W pogoni za szczęściem, które wielu utożsamia z pieniędzmi i sławą, gubimy łączność z najbliższymi.

Justyna Grabska: Czy powstają już następne Pana książki?
Janusz L. Wiśniewski: Tak, oczywiście. Piszę książkę wspólnie z Małgorzatą Domagalik, która będzie miała tytuł 188 dni i nocy. Jest zbiorem różnych historii, o których rozmawialiśmy z panią Domagalik drogą mailową. To nie będzie beletrystyka, a raczej książka psychologiczna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto