Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak splatały się związki „Miśka” z Wisłą Kraków

Artur Drożdżak
archiwum PPG
Wisła Kraków przeżywa najcięższe chwile w swej historii. I to nie za sprawą piłkarzy - ci akurat, pod wodzą nowego trenera, zaczęli świetnie grać - a działaczy. Reportaż w Superwizjerze TVN ukazał związki władz klubu z bandytami z bojówki Sharks. Wszyscy pytają też, jak to się stało, że lider kiboli „Misiek” wyjechał do Włoch tuż przed akcją policji wymierzoną w jego gang. Oto portret ściganego.

Paweł Michalski, ps. Misiek lub Gruby, przyszedł na świat w 1979 r. w Krakowie. Z młodszym bratem wychowywał się w robotniczej rodzinie, w której ważną rolę pełniła w babcia. Mają jeszcze siostrę o rok młodszą od Pawła, która mieszka we Włoszech, gdzie założyła swoją rodzinę.

W pewnym momencie Misiek, chłopak po zawodówce, stał się liderem kiboli Wisły Kraków - słynnych Sharksów, czyli Rekinów.

Średniego wzrostu, krótko ostrzyżony, odstające uszy, wada zgryzu. Amantem filmowym nie jest, ale lubi ubierać się w markowe ciuchy. Chyba że ubiera podkoszulek ze zdjęciem rekina, niczym z filmu „Szczęki”.

O tym, że wyrósł na przywódcę pseudokibiców Wisły, zdecydowała jego nieustępliwość i charyzma.

Na starych filmach ze stadionowych zadym widać, jak pierwszy rzuca się w wir walki i na lewo i prawo rozdaje ciosy. Z tamtych burzliwych czasów ma na nogach blizny po ranach ciętych, tatuaż na lewym ramieniu z wizerunkiem Wisły Kraków i kłopoty z prawym barkiem, którym nie zaradziła nawet operacja.

Znaleźli przywódcę

W1993 roku jako 14-latek był już znany wśród kiboli. W tamtym czasie Wisła przegrała 0:6 mecz z Legią i spadła do drugiej ligi. Wielu kibiców odwróciło się wówczas od stadionowych ulubieńców.

„Szalikowcy” byli bardzo związani z klubem, interesowali się piłką. Większość starszyzny uznała, że jak się robi takie wały na boisku, to oni nie chodzą na mecze. Na trybunach została zgraja małolatów, którymi nie miał kto pokierować. Zaczęli sami się organizować i szybko uznali „Miśka” za swojego lidera.

Nie zważał na niebezpieczeństwo. Słynął z tego, że na meczach piłkarskich był zawsze w pierwszym szeregu zadymiarzy. Nie bał się nikogo - raz w pociągu, gdy wracał do domu, poturbował policjanta, który chciał go wylegitymować.

Naprawdę głośno zrobiło się o nim po meczu, jaki Wisła Kraków rozgrywała 20 października 1998 r. w ramach Pucharu UEFA z włoską Parmą.

W pewnej chwili „Misiek” rzucił z trybun rozkładany nóż i trafił nim w głowę włoskiego piłkarza Dino Baggio.

Cios w Dino Baggio i Wisłę

Incydent przeszedłby bez echa, ale gdy Włosi wrócili do Italii, nagłośnili całą sprawę w mediach.

Okazało się, że Baggio trafił do szpitala, gdzie założono mu pięć szwów. Międzynarodowe skutki zdarzenia okazały się dla Wisły bardzo poważne.

UEFA ukarała klub wykluczeniem z europejskich pucharów. Władze Wisły, by ratować reputację, przeprosiły Włochów za incydent i ogłosiły, że wyznaczają 5 tys. zł nagrody za wskazanie sprawcy zranienia włoskiego piłkarza.

Jeden z kibiców wziął nagrodę - wcześniej wskazał na „Miśka” jako na tego, który zranił Włocha nożem.

Za podejrzanym ogłoszono list gończy. 19- latek przypadkiem wpadł w ręce policji w grudniu 1998 r. Okazało się, że dorabiał w jednej z agencji towarzyskich jako ochroniarz i woził panienki do klientów.

Zatrzymano go w czarnym BMW w centrum miasta. Za wypuszczenie proponował policjantom 5 tys. zł. Odmówili. Za próbę wręczenia łapówki dostał kolejny zarzut. Wyszły wtedy na jaw inne jego grzeszki.

- Przyznaję się jedynie dorzucania kamieniami do policjantów na stadionie w Chorzowie w maju 1998 r. Kamieni tam było dużo, nie musiałem wcale rozbijać płyt chodnikowym- powiedział na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Krakowie.

„Misiek”, zatrzymany w czarnym BMW, zaoferował policjantom łapówkę w wysokości

5 tys. złotych. Grzecznie odmówili

W trakcie zamieszek nachorzowskim stadionie rannych zostało wówczas 52 funkcjonariuszy.

Krakowski sąd za incydent na stadionie i branie udział w zadymach wymierzył „Miśkowi” karę sześciu i pół roku pozbawienia wolności, choć prokurator domagał się kary o dwa lata wyższej.

- Oskarżony nie wykazał w toku procesu ani żalu, ani skruchy. Wcześniejsze kary nie odnosiły skutku wychowawczego, dlatego ta powinna być surowa. I taka jest - mówiła sędzia Barbara Pankiewicz.

Po wyjściu na wolność w 2007 roku Misiek uczestniczył w bójce pseudokibiców pod hotelem Europejskim oraz w ustawce koło Wadowic. Z czasem bardziej zaczął myśleć o interesach, nie zawsze zgodnych z prawem, niż o brutalnych rozróbach. Prokuratura postawiła mu zarzut oszustwa i posługiwania się fałszywymi dokumentami. Stało się tak w ramach śledztwa dotyczącego wyłudzania samochodów z wypożyczalni. „Misiek” działał w kilkuosobowej szajce.

Według śledczych dostarczał sfałszowane prawa jazdy i dowody osobiste swoim wspólnikom, którzy na ich podstawie wypożyczali auta warte od 25 do 100 tys. zł. Trzy z nich policji udało się odzyskać. Pięć przepadło bez wieści. Śledztwo zawieszono z uwagi na oczekiwanie na pomoc prawną z Włoch.

„Misiek” świadek i oskarżony

W 2011 roku kibole Wisły zakatowali maczetami i widłami Tomasza C., ps. Człowiek, uznawanego za jednego z liderów bojówki Cracovii. „Misiek” jako świadek zeznawał wtedy naprocesie 11 oskarżonych o śmiertelne pobicie Tomasza C.

- Nie znałem zabitego, nie wiem, czy się z nim kiedykolwiek zetknąłem - mówił „Misiek”. Sędzia pytała go, co robił 17 stycznia 2011 r., gdy doszło do ataku na Tomasza C.

- Byłem wtedy w hotelu w Zakopanem z rodziną i znajomymi - tłumaczył. Potwierdził, że zna niektórych z oskarżonych. Jednych z meczów Wisły, innych wizerunki widział w internecie i gazetach, a jednego pamiętał z więzienia.

- Jak coś złego dzieje się w mieście, to winny jest „Misiek”, który 15 lat temu rzucił nożem we włoskiego piłkarza - ironizował.

Zapytany przez sąd odpowiedział, że nie słyszał, by istniał jakiś przywódca pseudokibiców Wisły. - Na stadionach kluby mają swoje stowarzyszenia kibiców, a te mają swoich prezesów i statut zatwierdzony w sądzie - stwierdził „Misiek” z przekąsem.

Kradzież maczet

W 2013 r. „Misiek” dał o sobie znać, gdy z Tomaszem P. i Grzegorzem Z. ps. „Zielak” ukradł z marketu budowlanego w Modlniczce pod Krakowem maczety za 441 zł. Cała trójka została za to skazana na kary po 5 miesięcy więzienia.

„Misiek” przekonywał, że niczego nie kradł. - Mam dobrą sytuację materialną, prowadzę własną działalność gospodarczą i nie potrzebuję kraść. To, co zrobiliśmy, to miał być głupi żart - mówił.

W maju odleciał z Balic do Włoch - na dwa dni przed wielką akcją CBŚ wymierzoną w niego i jego gang

Faktycznie, rozkręcił już w budynku Towarzystwa Sportowego „Wisła” przy ul. Reymonta siłownię White Star Power i sekcję Trenuj Sztuki Walki, gdzie bojówki ćwiczyły walki uliczne i tzw. ustawki.

Gdy z marketu ze wspólnikami ukradł maczety, prokurator prześwietlił jego majątek. Okazało się, że „Misiek” ma mieszkanie za 400 tys. zł, motorówkę za 100 tys. zł, skuter wodny za 40 tys. zł, motocykl za 20 tys. oraz zarobki około 10 tys. zł miesięcznie.

Rozkręcił swoją firmę budowlaną i transportową. Ustabilizował się też rodzinnie. W ostatnim czasie urodziło mu się dziecko ze związku z partnerką, z którą jest od lat.

Z reportażu w programie „Superwizjer” wynika, że „Misiek” w maju br. odleciał rejsowym samolotem do Włoch z Balic - dwa dni przed wielką akcją CBŚ wymierzoną w niego i jego gang. W akcji wzięło udział 1000 funkcjonariuszy. Za „Miśkiem” wydano list gończy; trwa ustalanie, jakie klub miał i ma związki z gangsterami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto