Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańsk wygrywa ze straganiarzami

Magdalena Sapkowska
Taki widok, jeśli ziści się plan gdańskich urzędników, wkrótce będzie należał do rzadkości.
Taki widok, jeśli ziści się plan gdańskich urzędników, wkrótce będzie należał do rzadkości. fot. Anna Arent-Mendyk
Urzędnicy walczą z nielegalnym handlem za pomocą konfiskat. Kupcy buntują się, ale stoiska znikają.

Pod LOT-em... pusto. Pod halą targową... pusto. Pod rynkiem we Wrzeszczu... też pusto. I nie chodzi wcale o klientów. Na chodnikach nie stoją już kupcy, którzy na dziko rozstawiali swoje stragany przez całe lato. Miasto wypowiedziało im wojnę. Jak na razie walka ta przynosi oczekiwane przez urzędników skutki. Kupcy zapadli się pod ziemię.

Jeszcze w poniedziałek, przed pierwszą akcją, nastroje kupców spod LOT-u były bojowe. -Nie damy się stąd usunąć! Uczciwie zarabiamy na chleb. Nie kradniemy i płacimy podatki! - podkreślali.

Jednak z każdą godziną ich zapał stygł, a szeregi się przerzedzały. Gdy na miejsce dotarł patrol urzędników, kupców została tylko garstka. Otoczeni przez kordon Straży Miejskiej posłusznie zwinęli kramy, a potem rozeszli się, złorzecząc na urzędników. -Miasto chce nas wyrzucić, traktuje jak szmaty! A przecież codziennie pobierają od nas opłatę placową za to, że tu stoimy. Więc jak jest w końcu? Wolno czy nie wolno?! - denerwowała się pani Żaneta, sprzedająca bluzki.

Płać i idź stąd!
Faktycznie, choć nielegalni, kupcy spod LOT-u codziennie płacili urzędowi po 6 zł. Dlaczego? - Opłatę handlową, zgodnie z uchwałą Rady Miasta, opłaca każdy, kto prowadzi w Gdańsku działalność handlową. Jednak pamiętajmy: nie jest to opłata uprawniająca do zajęcia jakiegokolwiek konkretnego miejsca na ulicy bądź chodniku. Zwłaszcza w miejscach, które mają służyć jako ciągi komunikacyjne i którymi mają przede wszystkim bez przeszkód spacerować mieszkańcy czy turyści - wyjaśnia Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta miasta.

Zostawcie ich!
We wtorek patrole usunęły nielegalnych sprzedawców spod targowiska we Wrzeszczu. W ich obronie stanęli kupcy handlujący na rynku.
- To biedni emeryci, handlem dorabiają sobie do emerytury. Sprzedają swoje stare ubrania albo warzywa z działek. Gdyby każdy urzędnik dał po 10 zł miesięcznie na tych ludzi, nie musieliby tu przychodzić - przekonywała pani Beata, od 10 lat handlująca na rynku.

Ale protesty na nic się zdały. Strażnicy miejscy i pracownicy urzędu kazali kilkunastu emerytom poskładać straganiki. Po tym, jak patrole odjechały, klienci i kupcy z targowiska jeszcze długo zastanawiali się, za co emeryci będą żyć.
- Przychodzę tu, bo co mam zrobić? Mam 800 zł emerytury, mieszkam sama, a ostatnio w aptece zostawiłam 140 zł - żaliła się pani Helena.

Nie wszystkim spodobała się obecność mundurowych.
- Potraktowali starsze osoby jak bandytów, straszyli Strażą Miejską. To oburzające - podkreślał Roman Zieliński, mieszkaniec Wrzeszcza.

Wyrzućcie ich!
Ale kupcy z legalnych miejskich targowisk wręcz prosili urzędników o interwencję. Tak było w przypadku handlujących zrzeszonych na Zielonym Rynku na Przymorzu.
- Dzicy sprzedawcy ustawiali się pod płotem wokół naszego targowiska. Zostawiali stosy śmieci. Proponowaliśmy im , by handlowali na rynku, bo mamy wolne miejsca, jednak odstraszała ich opłata. Ale nie ma nic za darmo. Dobrze, że zrobiono z tym porządek - mówi Zbigniew Krzyżanowski, wiceprezes zarządu spółki Zielony Rynek.

Krzyżanowski dodaje, że żal mu działkowców i emerytów, bo wie, że ich akurat nie stać na kilkaset złotych opłaty miesięcznie.
- Były plany, by wygospodarować kawałek naszego placu i pozwolić tam biednym ludziom na handel bez opłat, jednak - jak to zwykle bywa - nikt nie chciał w zamian za nich zapłacić - opowiada.

Wolne miejsca dla kupców są zresztą nie tylko na Zielonym Rynku.
- Wyznaczonych placów handlowych jest w Gdańsku co najmniej kilka i na większości z nich są wolne miejsca. Są to zarówno wyznaczone uchwałą targowiska miejskie, jak również place handlowe zarządzane przez spółki kupieckie na placach i terenach prywatnych - przekonuje Pawlak. - Kontrole w różnych częściach miasta będziemy przeprowadzać do skutku. Tak długo, aż dzicy handlarze na dobre znikną z ulic i przeniosą się na targowiska. Albo do momentu, kiedy załatana zostanie obecna luka w prawie i Straż Miejska znów będzie mogła samodzielnie egzekwować przepisy dotyczące zajęcia pasa drogowego - dodaje.

Kodeksem cywilnym w dziki handel
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz ustanowił nowe miejskie prawo. Zarządzenie powołuje się na art. 343 kodeksu cywilnego, który mówi, że magistrat jako właściciel terenu może przywrócić chodnikom stan poprzedni. Czyli bez straganów i polowych łóżek. Zarządzenie określa zasady postępowania w przypadku "samowolnego naruszania posiadania nieruchomości stanowiących własność Gminy". Czyli - wyznaczeni pracownicy magistratu i jednostek miejskich będą mogli prosić dzikich handlarzy o niezwłoczne usunięcie straganów rozstawionych w miejscach do tego niewyznaczonych. W przypadku odmowy będą konfiskować towar, który trafi do magazynu i będzie wydawany po uiszczeniu opłaty rekompensującej koszty poniesione przez miasto. 92 zł za pierwszy tydzień składowania, 18 zł za każdy kolejny.
Potrzeba nowych przepisów narodziła się w czerwcu, gdy w życie weszła nowelizacja kodeksu wykroczeń. Odebrała Straży Miejskiej możliwość karania nielegalnych kupców mandatami za zajmowanie chodnika. Dzięki wykreśleniu zapisu mogli oni rozstawiać stragany gdzie popadnie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto