Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krakowski koncert The Valleys lekarstwem na jesienne doły [RELACJA]

Joanna Radziszewska
Zdjęcia The Valleys dzięki uprzejmości Tomasza Korczyńskiego/www.qualish.pl
Zdjęcia The Valleys dzięki uprzejmości Tomasza Korczyńskiego/www.qualish.pl Tomasz Korczyński
Jeżeli po tygodniu Festiwalu Kultury kanadyjskiej ktokolwiek nadal kojarzył kraj klonowego liścia wyłącznie z mrozem i hokejem, to po sobotnim koncercie The Valleys w Rozrywkach stereotyp ten powinien pójść w zapomnienie. Występujący pierwszy raz w Polsce montrealski zespół przelał swoją energię i radość na wszystkich wielbicieli Kanady i dobrej muzyki, którzy pełni oczekiwań przybyli do Rozrywek 3.

Trzeba przyznać, że zapoznawszy się z ich muzyką przed koncertem, można było czuć się niepewnie, gdyż ten stanowiący kwintesencję kanadyjskości duet (Marc St Lois jest francuskojęzyczny, Matilda Perks nie mówi w tym języku w ogóle), na youtube czy myspace nie brzmią nawet w połowie tak wspaniale jak na żywo.

Po podboju Prądnika Czerwonego, gdzie zespół dotarł wpisując w nawigacji ul. Rozrywka 3 docierają na miejsce i koncert zaczyna się niemal punktualnie. Gasną światła i się zaczyna. Początkowe wątpliwości rozpłynęły się wraz z pierwszymi dźwiękami gitary Marca doprawionymi delikatnymi szeptami wokalistki. Momentami boimy się o siłę przywodzących na myśl Beach House głosów, ale strach mija, gdyż każdy kolejny werset udowadnia nam, że ci państwo wiedzą jak przekształcić słowa i nuty w muzykę. Wprowadzające nas w konwencję, nieco oniryczne, Us budzi apetyt i rodzi chęć sięgnięcia po jeszcze jeden kawałek. Po tym, jak starająca się mówić po polsku Matilda zyskuje naszą sympatię, wiemy już, że chcemy więcej! W niewymuszony sposób powodują rytmiczne uginanie się kolan i poruszanie ramionami. Ludzie się uśmiechają. W odpowiednim momencie pojawia się Absolutely Everything All The Time, bo przecież wszyscy mamy ochotę przestąpić z nóżki na nóżkę i pokiwać głowami w rytm niesamowicie zgranych dźwięków syntezatora, klawiszy i gitary. Robi się coraz żywiej, a Hounds i Undream a Year zyskują już pełne aprobaty skinienia głów. The Valleys, którzy występowali w przeszłości z Fleet Foxes, Real Estate czy, znanym nam wszystkim z majowego festiwalu Green Zoo, Lower Dense, wydają się nie kłamać i szczerze cieszyć się z tak ciepłego przyjęcia. Mówią nam, że jesteśmy awesome. My cieszymy się także. Kodujemy w pamięci fakt, że są z Montrealu, a Montreal jest w Kanadzie i (czując się nieco urażeni, bo jak można myśleć, że tego nie wiemy) wybaczamy im, gdyż otwarcie i głośno popierają ideę promowanie kultury Kanady, wyrażając żal, że wciąż świadomość tego kraju jest niewielka. Szczególnie poza jego granicami.

Kiedy widownia gotowa jest zatopić się w dźwiękach i chce coraz więcej The Valleys serwują nam ostatni już kawałek. Pomruk smutku rozbrzmiewający w sali zamieniony zostaje w śmiech po tym, jak muzycy ogłaszają, że może i ostatni, ale trwa za to pół godziny. Jakież jest nasze zaskoczenie, gdy okazuje się, że nie tylko zespół gra i gra i gra, ale daje się siebie więcej niż moglibyśmy się spodziewać. Ostre dźwięki gitary Marca, która analogicznie do jego czupryny zaprzecza prawom grawitacji, plus wokal wbijający się idealnie w momencie, w którym myślimy, że tym razem nie da już jednak rady i się załamie – tak wygląda ostatnie 20 minut tego eksperymentalnego show. Goście z Montrealu uwodzą krakowską publiczność do ostatniej chwili. Przy bisowym Ten Thousand Hours publiczność zaczyna szukać w kieszeniach 35zł wystarczających na to, by zabrać ten unikat ze sobą do domu. Zespół nie schodzi ze sceny przez kolejnych kilka minut dając pokaz mocy wzmacniacza oraz możliwości rozrywkowego nagłośnienia. Chcąc, a bardziej nie chcąc, występ skończyć się musiał, bo czekało na nas afterparty. Nie mogło stać się to jednak w inny jak spektakularny sposób. Po trwającej godzinę muzycznej euforii zakończonej eksperymentalnym szarpaniem strun nastąpiła cisza. Poprzedził ją tylko szept Matildy i dwie nuty wydobywające się z jej klawiszy.

W Krakowie nie brakuje ostatnio zespołów uzależnionych od prądu w nieco większym stopniu niż wynosi norma, ale to ten koncert pamiętać się będzie nawet po tych następnych, jakie zaserwują nam jeszcze tej jesieni organizatorzy koncertu. Tego samego zdania jest i Cyprian Buś, założyciel agencji Front Row Heroes, który po koncercie powiedział, że był to jeden z najlepszych koncertów tego roku w Krakowie. To musi coś znaczyć. Po występie organizatorzy (Front Row Heroes i Koło Naukowe Amerykanistyki UJ) zapewnili Marcowi i Matildzie bezpieczne dotarcie do Bomby. Tutaj swoimi umiejętnościami popisywał się menager The Valleys – DJ Alex, opisywany przez Matilde jako magik i profesjonalista w swoim fachu. Trudno się z nią nie zgodzić. Bawiąca się z gośćmi Bomby artystka była zauroczona miastem, klimatem tutejszych barów, ale przede wszystkim ludźmi. - „To jest nasz pierwszy raz w Polsce. Na razie widzieliśmy tylko ulice na trasie ul. Rozrywka, gdzie dotarliśmy gubiąc się w drodze do klubu, ale klimat można wyczuć od razu i on nam się strasznie podoba. Wszyscy się uśmiechają i są strasznie mili. Większość moich znajomych, którzy byli kiedyś w Polsce odwiedzała Warszawę i Kraków. Na moje pytanie o wrażenia opowiadali tak: You're gonna love Cracow. I wydaje mi się, że mieli rację.”

Zdjęcia The Valleys dzięki uprzejmości Tomasza Korczyńskiego/www.qualish.pl



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto