Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków: ma 90 lat. Jest niewidoma, ale codziennie odwiedza koty w schronisku

Magda Hejda
Podopieczny pani Michaliny od lutego przebywa w krakowskim azylu. Staruszka odwiedza go codziennie
Podopieczny pani Michaliny od lutego przebywa w krakowskim azylu. Staruszka odwiedza go codziennie archiwum
Dziewięćdziesięcioletnia, prawie niewidoma kobieta każdego dnia jest w azylu. Nieważne, czy pada deszcz, czy jest ślisko. Przyjeżdża odwiedzić swego podopiecznego, 4-letniego Kiciusia, odłowionego na bulwarach - pisze Magda Hejda

Co wieczór szedł za mną na bulwary wiślane - wspomina Michalina. - Siadaliśmy zawsze na tej samej ławce. Ja rozkładałam kocyk, miski z jedzeniem, on cierpliwie czekał. Czekał nie tylko na jedzenie, ale też na porcję czułości. Niby taki niezależny, wolny kot, łazęga, a jednak spragniony dotyku ludzkiej dłoni.

Jedzenie dawno już zniknęło z miseczek, a on nie odchodził, przytulał się do mnie, nadstawiał grzbiet do głaskania, mruczał. Ma takie piękne czarne aksamitne futro. Dla niego nie jest ważne, że moje ręce nie są już sprawne, liczy się tylko to, że ręce mogą pogłaskać, przytulić. Dla mnie kot jest momentem zastanowienia, uspokojenia. Kiedy tak siedzieliśmy razem, moje problemy na chwilę gdzieś odpływały. Kiciuś odprowadzał mnie pod bramę kamienicy. Zawsze! - zapewnia.

Michalina

Naciskam dzwonek. Drzwi otwiera niewysoka, starsza pani. Zaprasza do środka, częstuje herbatą, ciastkami. Nie dziwi mnie ta gościnność. Pani domu jest lwowianką. Mimo że stoi przede mną talerz ciastek, gospodyni martwi się, że to zbyt skromny poczęstunek. Zakłopotana, wyjaśnia, że nie mogła pozwolić sobie na specjalne zakupy, bo wczoraj złodziej wyrwał jej z kieszeni pieniądze.

Michalina niedawno skończyła dziewięćdziesiąt lat, bardzo słabo widzi. Mieszka sama w centrum Krakowa. Z jej pokolenia nie ma już nikogo. Nie żyją przyjaciele, znajomi, rodzina. Kocha książki, ale już nie jest w stanie ich czytać. Nowe okulary to ponad tysiąc czterysta złotych. Kwota nieosiągalna. Nie narzeka. Jest samodzielna, jakoś sobie radzi. W piecach kaflowych od dawna nikt nie pali, nawet w zimie. Węgiel drogi, a poza tym kto go przyniesie z piwnicy na trzecie piętro? Kilka swetrów musi wystarczyć za ogrzewanie.

Ostatnia miłość

Skończyła szkołę muzyczną. - Całe życie pracowałam w Zespole Polskiego Radia - wspomina. - Muzyka poważna to była przestrzeń wolna od ideologii. Mozart pozostał Mozartem, a Beethoven Beethovenem. Piękno, z którym obcowałam przez lata - muzyka i poezja, kształtowały moją wrażliwość wobec świata, również świata zwierząt. Kiedy przeszłam na emeryturę, zaczęłam pomagać mieszkającym wokół piwnicznym kotom. Był początek lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Co wieczór karmiłam dziewięć, dziesięć kotów. Dziś na ulicy Paulińskiej okienka piwniczne zamknięto na głucho. Podwórkowy kot, którego goni pies, jest bez szans. Jest ich coraz mniej, nie mają gdzie iść, a i ludzie bywają bezwzględni - mówi ze smutkiem. - Od kilku lat mam już tylko dwoje podopiecznych: czarnego kocura i biało-burą kotkę. To jest moja ostatnia miłość - uśmiecha się Michalina. - Bez względu na porę roku i pogodę późno wieczorem zanoszę im jedzenie. Paulińską spaceruje dużo ludzi z psami. To ich trasa na bulwary wiślane. Czekam, aż będzie całkiem bezpiecznie, wychodzę dopiero wtedy, gdy ze spaceru wrócą ostatnie psy. Biało-bura kotka dostaje swoją porcję w okienku piwnicznym. To jej królestwo. Dobrzy ludzie zrobili niewielkie wejście do piwnicy, urządzili kocie legowisko. Czarny, 4-letni Kiciuś mieszkał też w piwnicy, ale jego stołówką była ławka na bulwarach Wisły. Dla przechodniów zwykłe dachowce, dla mnie aksamitne szczęście. - Pod koniec lutego ktoś wezwał pracowników azylu - oczy Michaliny robią się wilgotne. - Złapali Kiciusia. Biedak przetrwał zimowe mrozy, a teraz kiedy wiosna tuż-tuż, zamiast beztrosko harcować po wiślanych bulwarach, siedzi zamknięty w klatce. Ludzie pewnie chcieli dobrze, ale przecież to kot, który cały czas żył na wolności. Zabrali mu wolność i człowieka.

Codziennie w azylu

Dziewięćdziesięcioletnia, prawie niewidoma kobieta, każdego dnia jest w azylu. Nieważne, czy pada deszcz, czy jest ślisko. Najpierw jedzie tramwajem, potem autobusem i tak od trzech tygodni. - Przynajmniej go przytulę, pogłaskam, przyniosę ulubione smakołyki. Jest tak strasznie smutny - martwi się Michalina. Przez dwa tygodnie był na kwarantannie zamknięty w osobnej klatce. Teraz już jest w dużym pomieszczeniu z innymi kotami. Kiedy wchodzę i wołam: "Kiciuś! Kiciuś!", od razu odpowiada miauczeniem.

Nie podchodzi do mnie, widocznie boi się innych kotów. Woła mnie, a ja nie mogę go przytulić. Bardzo słabo widzę, a w pomieszczeniu jest kilka czarnych kotów - oczy Michaliny znów robią się mokre. - Gdyby nie pomoc pracowników schroniska, nie potrafiłabym go znaleźć.

Jest przestraszony, siedzi wysoko na półce, boi się zejść na podłogę. Przychodzę, żeby wiedział, że nie został zupełnie sam. Kiedy mnie widzi, jest taki szczęśliwy, pewnie myśli, że przyszłam go zabrać, że wróci na swój bulwar. A mnie serce ściska, bo wiem, że znowu zostanie sam.
Gdybym tak miała osiemdziesiąt lat, od razu wzięłabym go do siebie, ale niestety mam dziewięćdziesiąt, a on cztery. Jaką zgotowałabym mu przyszłość?

Marzenie Michaliny

Obiecałam Michalinie, że poproszę Czytelników "Krakowskiej" o dom dla Kiciusia. U dobrych ludzi, najlepiej z ogrodem, żeby kocur mógł cieszyć się przyjaźnią człowieka i wolnością. Choć z tą wolnością to bywa różnie. Mrówa, jedna z moich kotek zabranych z podwórka, woli wylegiwać się w domu niż buszować w ogrodzie. Jeśli możecie przygarnąć aksamitne szczęście Michaliny, dzwońcie, tel. 601 470 440.

Wracamy z azylu. Michalina mówi: - Jak Kiciuś znajdzie dom u dobrych ludzi, to będę już mogła spokojnie umrzeć. No nie! To może ja nie napiszę tego artykułu do "Krakowskiej"? Podjeżdżamy pod dom. Michalina wysiada z samochodu, potem podchodzi do okienka piwnicznego. Woła: kici! kici! Choć jest środek dnia, w maleńkim otworze pojawia się biały pyszczek. Opiekunka nakłada do miski kocią porcję. Kotka wychodzi z piwnicy, ale nie rzuca się na jedzenie. Robi kilka kroków w jedną stronę, potem w drugą, za każdym razem ociera się o ręce Michaliny.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto