Marcin czasami czuł, że ma w sobie jakąś nieuchwytną siłę, która niczym wielkie tsunami na oceanie wzbiera, rośnie, nabiera mocy i gwałtownie szuka ujścia. Wtedy Marcin brał do ręki nóż i w środku nocy wychodził na miasto, by olbrzymia fala, którą nosił w sobie, uderzyła z całą mocą. Najlepiej, by trafiła na bezbronną kobietę, bo tylko wtedy przychodziło wyładowanie i ulga.
Pierwsze napady. Rok 1996
Po raz pierwszy tę falą poczuł, gdy miał 25 lat. Wcześniej żył normalnie w pełnej rodzinie. Nim, starszym bratem i młodszą siostrą zajmował się ojciec taksówkarz i matka, referentka w biurze. Dorastał na osiedlu w Nowej Hucie. Tu jako niespełna 15-latek przeżył pierwszy seks z Ulą, rozstali się, ale po latach znowu do siebie wrócili. Wtedy było tak sobie.
Zwierzył się raz Uli, że podnieca go coś innego niż zwykłe zbliżenie: uwielbiał podpatrywać pary uprawiające seks. Chodził po osiedlu z lornetką i patrzył. Nie krył, że czuł się podniecony, gdy widział „kochających się ludzi”.
Po latach biegli określili tę jego nieszkodliwą dewiacje jako skoptofilię, czyli podglądactwo. Prosił Ulę, by także wzięła do ręki lornetkę i spojrzała w jedno czy drugie okno, ale ona nie rozumiała takich pragnień chłopaka. Odmawiała udziału w tym spektaklu, w którym aktorzy za firankami nie wiedzieli, że są podglądani.
Dla Marcina większym szokiem było wyznanie Uli, że go zdradziła z innym. Poczuł, że świat mu się usuwa spod nóg, bo dziewczyna w tamtym czasie była dla niego wszystkim. Z jeszcze większą intensywnością podglądał kobiety i zaczął tropić ich ewentualne zdrady.
Czuł, że po raz pierwszy wzbiera w nim fala gniewu. Musiał coś z tym zrobić, ukarać je za niegodne postępowanie. Choćby dopiero je planowały.
Nocne życie było jego domeną. Cisza, spokój, z daleka w bladym świetle lamp ulicznych widać potencjalną ofiarę. Można ją dokładnie obejrzeć i szybko przeanalizować, czy spełnia kryteria zdziry, puszczalskiej, szmaty, k...y, czyli tego najgorszego sortu płci pięknej, który na pewno jest gotowy do skrzywdzenia i zdradzenia niewinnego, dobrego mężczyzny. Z taką postacią utożsamiał się Marcin D. Pierwszą ofiarę wypatrzył ukryty za drzewem. Wskoczył z ciemności i wyjął nóż. Padło na 31-letnią Anetę.
- Jak nie oddasz torebki, to rozwalę ci gardło - rzucił jedno zdanie. Wystraszona spełniła jego żądanie, a wtedy uciekł z łupem. Był koniec września 1996 r. Miesiąc później był bardziej śmiały i zaatakował dwie siostry w średnim wieku spacerujące po północy środkiem osiedla w Nowej Hucie. Dobiegł do nich z nożem.
- Co się dziewczynki boicie? Torebeczki - powiedział i wskazał, o co mu chodzi. Dodał groźbę o zarżnięciu w razie oporu. Były posłuszne.
Kolejnego rozboju dopuścił się na 35-letniej Annie.
Czytaj więcej w Gazecie Krakowskiej Plus!
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 17
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?