Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków: szpital dziecięcy w Prokocimiu tonie w długach

Anna Górska
Tata Wiktora nie wyobraża sobie, by jego syn czekał miesiące na pomoc
Tata Wiktora nie wyobraża sobie, by jego syn czekał miesiące na pomoc Adam Wojnar
Czteroletnia Karolina Borkowska na zabieg usunięcia migdałków w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym musiała czekać osiem miesięcy. Ale najpierw stała w kolejce do laryngologa. Trzy miesiące.

Podobna historia przydarzyła się pięcioletniemu Jasiowi Klimowiczowi. Dostał skierowanie do kardiologa. Podejrzane szmery w jego sercu zbadano dopiero pół roku później. Gigantyczny, 20-milionowy dług szpitala i brak wsparcia finansowego ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia, może jeszcze wydłużyć okres czekania na pomoc. W takich tarapatach dziecięca placówka jeszcze nigdy nie była.

Skąd takie problemy? Szpital dziecięcy leczy po prostu za dużo dzieci. Ponad limit. W 2009 r. przekroczył o 7 milionów przyznane mu przez NFZ środki na chore maluchy (w tym 2 miliony na oddziale onkologicznym). NFZ do tej pory nie zwrócił mu pieniędzy.

Dzięki decyzjom dyrektora i ordynatorów uratowano dziesiątki ciężko chorych pacjentów, których życie było zagrożone. Podobnie w tym roku. Szpital wykonał kolejne ponadlimitowe świadczenia za ok. 5 mln. - Te 7 milionów mogłoby nas uratować przed bankructwem - przekonuje dyrektor Maciej Kowalczyk.

Problem w tym, że walka z NFZ o zwrot pieniędzy nie przynosi skutków. Co to oznacza? Dyrektor musi zreorganizować szpital. Już teraz kontroluje wykonanie kontraktu.

Nie zabrakło też zwolnień. Na razie podziękował fizjoterapeutom i rehabilitantom (jest ich mniej o 25 procent). Efekt zwolnień: ograniczony dostęp dzieci do rehabilitacji i dłuższe czekanie na zabieg czy poradę. Teraz mali pacjenci muszą czekać nawet kilka miesięcy, by trafić na rehabilitację do fachowca.
- Proponowano nam także, by zmniejszyć obsadę pielęgniarek na nocnych dyżurach - zdradzają lekarze. - Nie zgodziliśmy się na to, by dyżurowała tylko jedna siostra. Jest to niebezpieczne.

Sytuacja kryzysowa nie wpływa dobrze na atmosferę w Prokocimiu. Pojawiają się oskarżenia. Pracownicy białej służby zarzucają dyrektorowi, że zbyt rozbudował administrację i zatrudnił osoby, bez których funkcjonowanie szpitala wcale nie byłoby gorsze. - Proszę zapytać dyrektora, ilu ma zastępców - kręcą z niezadowoleniem głowami.

Jest sześciu. - Ale proszę nie pytać, ilu mam zastępców, tylko ile zarabiają, bo są to niższe etaty niż lekarskie - ripostuje dyr. Kowalczyk.
Tłumaczy, że tak olbrzymi szpital, w którym jest zatrudnionych 1800 osób, wymaga takiej liczby zastępców.

- Nowoczesny szpital to olbrzymi hotel, laboratorium, tysiące problemów technicznych, inwestycyjnych i administracyjnych. Nasza administracja jest wielokrotnie mniejsza niż w krajach zachodnich - wyjaśnia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto