Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prof. Jan Stanek to nie jest TW "Lew"

Artur Drożdżak
Profesor Jan Stanek
Profesor Jan Stanek Artur Drożdżak
- Nigdy nie byłem świadomym tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa - mówił na rozprawie prof. Jan Stanek, pracownik Instytutu Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Proces naukowca wnioskującego o autolustrację rozpoczął się wczoraj przed krakowskim sądem.

Czytaj także: Polskie stadiony znów otwarte dla 'Miśka'

Po raz pierwszy od sześciu lat wybitny fizyk mógł odetchnąć z ulgą, bo prokurator z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie na sali sądowej potwierdził, że w archiwach IPN nie znaleziono żadnych materiałów obciążających profesora.

A takie zarzuty o współpracę z SB ciążyły na fizyku od 2005 r. Wtedy w "Gazecie Polskiej" ukazał się tekst z nazwiskami i pseudonimami 21 osób, pracowników i studentów UJ, które miały współpracować z SB. Na liście było nazwisko prof. Stanka i informacja, że był tajnym współpracownikiem bezpieki TW "Lew". Listę przekazała mediom Barbara Niemiec, działaczka podziemnej Solidarności na UJ. Potem takie dane znalazły się także na tzw. liście Wildsteina.

Szansą na oczyszczenie się prof. Stanka miała być Komisja ds. Badania Inwigilacji UJ przez SB, powołana przez rektora uczelni. Po kilku miesiącach komisja odmówiła jednak oceny sprawy fizyka, m.in. dlatego że w IPN nie było teczki profesora. Prof. Stanek musiał jednak zrezygnować z funkcji kierownika Zakładu Fizyki Medycznej.

- Starałem się w IPN o uzyskanie statusu pokrzywdzonego, ale mi odmówiono. Sąd uchylił potem tę decyzję, ale w międzyczasie przepisy się zmieniły. I teraz nie można uzyskać takiego statusu - opowiada naukowiec.

Dwa lata temu złożył wniosek o autolustrację. - To bardzo dobre rozwiązanie prawne - mówi dziś.
Na sali rozpraw opowiadał, że kontakty z SB miał w latach 1980-89. Najpierw był wzywany na rozmowy, potem kilkanaście razy spotykał się z esbekiem kpt. Franciszkiem Waśką w kawiarni NOT przy ul. Straszewskiego w Krakowie. Nie miał pojęcia, że został zarejestrowany pod dwoma pseudonimami: jako TW "Lew" i TW "Nieśmiały".

- Dziś wiem, że to była fikcyjna rejestracja. Esbek nie proponował mi współpracy, nie dostawałem od niego żadnych pieniędzy i prezentów, SB nie przekazywałem żadnych materiałów - wyjaśnia profesor. Nie podpisał zobowiązania do współpracy, a tylko raz oświadczenie, że zachowa w tajemnicy fakt spotkań i treść rozmów z esbekiem.

Stanek dodaje, że rozmowy były prowadzone przed i po jego licznych wyjazdach zagranicznych i dotyczyły głównie spraw naukowych. - Nigdy nie donosiłem na Barbarę Niemiec, w życiu zamieniłem z nią jedno zdanie: w 1981 r., gdy miała złamaną nogę, i na UJ proszono, by ją podwieźć do domu. Zaoferowałem pomoc, bo miałem auto, ale grzecznie odmówiła - relacjonuje prof. Stanek.
Miss Polonia z dawnych lat! Zobacz archiwalne zdjęcia kandydatek

"Super pies, super kot!". Zgłoś zwierzaka w plebiscycie i wygraj nagrody!

Mieszkania Kraków. Sprawdź nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Jan Stanek to nie jest TW "Lew" - Kraków Nasze Miasto

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto